Bajka terapeutyczna jest sprawdzonym i bezpiecznym sposobem pracy z dziećmi.
Pozwala na poruszanie problemów, o których dziecku trudno jest mówić lub których sobie w pełni nie uświadamia. Dziecko utożsamiając się z bohaterem może łatwiej zrozumieć otaczającą go rzeczywistość i swoje problemy, poznać sposoby ich rozwiązania.
„Opowieść o tym, co piękne i żywe, jak trawa” to bajka terapeutyczna, która ma pomóc w poradzeniu sobie z traumą. Została napisana dla dzieci z Ukrainy dotkniętych wojną, ale sprawdzi się w pracy z każdym dzieckiem, które doznało straty. Ma dawać nadzieję, że po smutnych wydarzeniach zawsze wracają dobre chwile, uświadamiać, że nawet bardzo groźne sytuacje da się przetrwać.
Po przeczytaniu bajki ważne jest, by porozmawiać z dzieckiem o tym, jak zrozumiało jej treść, ale nie narzucając swojej interpretacji. Można skorzystać z karty pracy Pompon.
OPOWIEŚĆ O TYM, CO JEST PIĘKNE I ŻYWE, JAK TRAWA
Ta historia wydarzyła się całkiem niedawno. Może miesiąc temu, a może dwa.
Może nawet w zeszłym tygodniu, tak dokładnie nie wiadomo.
Nie wiadomo też, czy to się działo w mieście, czy może na wsi. A może na przedmieściach, kto wie?
W pewnej szafie, takiej zwykłej szafce w przedpokoju, mieszkał Szalik. Należał do Dziecka.
Szalik nie wiedział, jak właściwie Dziecko się nazywa.
Mama mówiła do niego: „kochanie, załóż szalik”.
Tata wołał niecierpliwie: „dziecko, pośpiesz się, o szaliku nie zapomnij!”
A Babcia czasami mawiała: „chodź tu kotku, założę ci szaliczek”.
Ludzie są dziwni – myślał Szalik. Ale lubił Dziecko. Było wesołe i pachniało często czekoladą albo lukrem ze słodkich bułeczek.
Dziecko też lubiło swój szalik. Mięciutki, puchaty, wcale nie gryzł w szyję. Ciepło otulał szyję.
Dziecko i Szalik jeździli razem na rowerze, albo na hulajnodze. Zimą też na sankach.
Czasem szalik zostawał w szatni. Czasem Dziecko o nim zapominało.
Jednak zawsze w końcu wracał na półkę w szafce w przedpokoju.
Zdarzało się, że Mama przez pomyłkę i w pośpiechu chwytała szalik, gdy wychodziła do sklepu. Wtedy, przez jakiś czas pachniał jej perfumami. Ten zapach był jeszcze lepszy, niż woń waniliowego lukru.
***
Tego dnia, może miesiąc temu, a może trochę dawniej, tego dnia, który miał zacząć się tak jak wszystkie inne, wydarzyło się coś bardzo złego.
Mieszkanie wyglądało inaczej.
Mama miała zapłakane oczy, a Babci się trzęsły ręce.
Tata wyszedł dokądś i głośno zatrzasnął drzwi.
Nikt nie kupił świeżych bułek na śniadanie.
Nikt nie przygotował herbaty.
Nikt nie kazał Dziecku myć zębów.
I nikt z nim nie rozmawiał.
To było trochę straszne.
Dziecko zapragnęło przytulić się do kogoś miłego i przyjaznego.
Przypomniał mu się Szalik.
Tak, Szalik, to dobry pomysł. Miękki, przytulny, puszysty i pachnący Szalik.
Dziecko pobiegło do przedpokoju. I… stanęło, jak wryte.
Przedpokój już nie był uporządkowany.
Szafki miały pootwierane drzwiczki, które wyglądały jak wyciągnięte rozpaczliwie ramiona.
Buty poniewierały się bez par.
A pod półką z szalami leżał stos beretów, chustek, czapek i rękawiczek. I szalików. Tyle, że … nie było tam jego Szalika!
Zamiast niego z półki zwisały poprute i pocięte nitki. Włóczka poplątana i podeptana leżała
rozrzucona na podłodze.
Mama stanęła obok swojego Dziecka.
– Przykro mi – powiedziała – nic już się nie da zrobić z tych strzępów.
Dziecko płakało.
Krzyczało ze złości. I z żalu.
Tupało nogami.
Nie chciało jeść.
Ale i tak, nic nie pomagało.
Wieczór przyszedł, bo wieczór przychodzi zawsze.
Dziecko leżało w swoim łóżku. Sen nie chciał przyjść.
Na dworze szumiał wiatr, jakieś głosy obce snuły się za oknem. Dorośli siedzieli w kuchni i ciągle o czymś rozmawiali, chociaż było już bardzo późno. Wskazówki zegara przesuwały się z cichym stukaniem: tik tak, tik, tak, tik tak…
Nagle…
Coś innego zaczęło się dziać wokół. Coś brzęczało cichutko, dźwięcznie. Coś szeptało po kątach.
Ktoś przebiegł leciutko obok okna. Może na paluszkach?
Ktoś się zaśmiał, tak perliście, jakby zadzwonił szklanym dzwoneczkiem.
Dziecko nie bało się wcale!
Czy zasnęło i śniło ten miły sen?
Czy to było naprawdę?
Wydało mu się, że ktoś delikatnie pogłaskał je po włosach.
A twarz musnął skrawek jedwabistej, pachnącej szaty.
To chyba jednak czary – pomyślało sennie.
***
I, zaraz potem, już było rano!!!
– No, nareszcie, nareszcie !! – zapiszczało coś obok ucha Dziecka – Nareszcie nie śpisz! Ach, obudź się już, otwórz oczy!!
Dziecko posłusznie spojrzało.
Obok, na poduszce, siedziało Stworzonko.
Kuliste, mechate, mięciutkie i …pachnące!
Pachnące tak samo jak Szalik!
Milutkie, delikatne, puchate jak Szalik!
Przyjazne, jak Szalik!
I w ogóle wyglądało, jak Szalik, zamieniony w kulkę.
– Jesteś podobne do mojego szalika! – zawołało Dziecko.
– No, raczej! – podskoczył Pompon, bo Stworzonko nazywało się Pompon – mam z nim wiele wspólnego!
– Ale jak to jest możliwe? Mama powiedziała, że z włóczki już nic się nie da zrobić?
– Pomyłeczka, pomyłeczka! – podskakiwał Pompon – Niektóre rzeczy są niemożliwe, a niektóre możliwe!
Coś się kończy, coś zaczyna. Szalik znika, zjawia się Pompon
Wstawaj, wstawaj, baw się ze mną!
– Czy to czary działy się w nocy?
– Może czary, może mary. Trochę zdolności, trochę miłości, trochę chęci i Pompon się kręci! Trala, lala.!!!
Pompon naprawdę był bardzo wesołym stworzonkiem.
Dziecko pobiegło do kuchni, która wyglądała dużo lepiej niż poprzedniego dnia. Babcia pilnowała gotującego się mleka. Mama cicho rozmawiała z kimś przez telefon.
– Mamo, babciu, mój szalik zamienił się w pompon!
– Coś się kończy, coś zaczyna – powiedziała Babcia, która wcale się nie zdziwiła.
– Pompon też tak mówi!
– Bo to prawda – odezwała się Mama i odłożyła telefon. – A poza tym niektóre rzeczy nie dają się łatwo zniszczyć. Na przykład przyjaźń i miłość. Ktoś kiedyś powiedział, że one są wytrwałe i silne, jak trawa.
– A jedna Babcia powiedziała, że przyjaźnią trzeba się dzielić, bo wtedy jest jej coraz więcej! Patrzcie, co mam! – wołał Pompon, pchając przed sobą wielkie pudło – Oto moje Siostry i Bracia, Kuzyni i Kuzynki, Pompony i Pomponki!
Rzeczywiście! Z pudła zaczęły wyskakiwać i wyturliwać się kolorowe, miękkie, puszyste kulki.
– Dalej, przyjaciele! Ruszajcie, dzielcie się swoją wesołością. Roznoście dobry humor! Pocieszajcie dzieciaki! Wskakujcie do kieszeni mamusiom! Pod poduszki, do torebek, na biurka, hop hop! Do roboty!
I wszystkie Pompony pobiegły ochoczo przed siebie.
Rozejrzyj się, może Ciebie też już znalazły?
Autor: mgr Barbara Piątkowska, psycholog